Raj(d) na Malediwach

Nie tak wyobrażałem sobie główną wyspę Malediwów – Male. W głowie miałem obrazy miejsca, przewrotnie nazywanego „rajem”, jakkolwiek określenie w ten sposób wyspy z lazurową wodą i zielonymi palmami jest idiotyczne. Z jednej strony poczułem zawód, gdy zamiast złotego piasku poczułem smród spalin. Niezwykle cieszy mnie, zarazem, gdy w podróży odkrywam drugie oblicze miejsc uwielbianych przez masy.

Na wyspie Male panuje chaos. Chodniki są niezwykle ciasne, a setki motocykli wypluwają śmierdzące spaliny, hałasując bardziej niż w Nowym Jorku.

Po obejściu całej wyspy okazało się, że jest na niej zaledwie kilka nieco spokojniejszych obszarów. W tych miejscach czas troszeczkę zwalniał, ludzie odpoczywali i bawili się.

Choć uwagę zwraca odpoczywający mężczyzna, było to pierwsze miejsce, gdzie odnotowałem dużą ilość reklam Nestle, skierowaną głównie do młodych ludzi. „Milo” to napój czekoladowy, wszędzie określany jako taki, który „pozwoli ci pójść dalej i zdobyć więcej”. Na Sri Lance reklamy tego produktu są wszędzie – na billboardach, witrynach czy szyldach sklepów.

Główna część wyspy zdaje się nieustannie kręcić wokół własnej osi, tym bardziej, że przypomina ona okrąg/elipsę. Trudno znaleźć ludzi, którzy na chwilę wrzucają niższy bieg.

W bardzo zadbanym, strzeżonym parku pełno jest zieleni, której na wyspie po prostu brakuje. Na drugim zdjęciu, po liściach wspina się gad – nieodłączny element codzienności, których przedstawiciele są wszędzie. Można je znaleźć w krzakach, na chodnikach i w pokojach.

Naprawdę mało na tej wyspie miejsc, gdzie można bez obaw pojeździć na rolkach.

Jedyny fragment plaży, jaki udało się znaleźć. Późnym wieczorem przychodzili tu odpocząć zmęczeni upałem ludzie.