Deszczowy Zanzibar

Pomyłka w internetowym serwisie zakupu biletów linii Oman Air pozwoliła na kupno niewiarygodnie tanich biletów na „rajską” wyspę. Choć nie była to pora roku na przeprawę po tanzańskiej wyspie, żal było nie skorzystać.

Pobyt na wyspie polegał na próbach unikania deszczu. W większość dni padało, zwalniając nieco wyłącznie wieczorami. Odkrywanie nie zajmowało zbyt dużo czasu, gdyż cały teren wzdłuż można przejechać w parę godzin.

Całkiem niemało czasu zajęło dotarcie do pierwszego miejsca po lądowaniu na Zanzibarze. Mała wioska wydawała się nocą nieco przerażająca, głównie przez to, że musieliśmy w niej znaleźć hosta nie mając zasięgu.

Na początku nie mieliśmy pojęcia, co robić, gdyż miejsce było parę kilometrów od Nungwi i nie byliśmy w stanie nigdzie zadzwonić. Pytając lokalnych, pojawił się mężczyzna w niebieskiej koszulce. Z rozmowy wyniknęło, że zna naszego hosta i poinformował ją o naszym przybyciu, a po daniu wskazówek odnośnie trasy pomachał na pożegnanie.

Jako że zbliżała się pora deszczowa, kolejny poranek zaczął się od ulewy. Na ulicach dzieci szły się do szkół, a mieszkańcy do pracy.

Wraz z nastaniem dnia firma organizująca atrakcje wodne została zamknięta. Na zdjęciu jedno z najbardziej popularnych słów w Swahili, można je znaleźć w masie miejsc, pewnie z racji tego, że działa na turystów jak magnes.

Wioska Nungwi za dnia okazała się zbiorem prymitywnych domków i kałuż powstałych po deszczu.

Autobusy są naprawdę tanie, więc większość lokalnych używa ich jako transport między wioskami i miastami. Okazały się znacznie bardziej komfortowe niż ich tańsza alternatywa – Dala Dala, które są bardzo ciasne i robią co w ich mocy, by zagazować podróżnych spalinami. Jadąc, można ujrzeć dzieci bez opieki wędruje wzdłuż drogi.

Dość nietypowem widokiem są pozostawione samopas krowy na plaży. Plaża w mieście Paje jest prawdziwie rajska z piaskiem białym prawie jak papier.

Gdy sztorm się rozpoczął, najbezpieczniejszym miejscem okazał się bar z daniami z kurczaka.